Po ciemnym, pustym korytarzu rozchodziły sie ciche odgłosy kapania. Justin przemierzał ciemności w całkowitym zdezorientowaniu, rozglądając się po bokach i odwracając aby upewnić ,że nikt go nie śledzi. Przyśpieszył tempo marszu, który zamienił się po chwili w bieg. Teraz był już pewny. Wiedział , że tu są. Że przyszli po niego zapłacić mu za wszystkie jego przewinienia. Wiedzieli, że to wszystko jego wina. Wiedzieli o wszystkich jego sekretach i o jego ciemnej stronie. Nie dali sie zmylić miłym uśmiechem lub łapówką. To sprawiło, że Bieber bał sie ich najbardziej. Justin jeszcze raz odwrócił się do tyłu i ujrzał je. Dusze tych, którym zawinił. Dusze, które wiedziały o wiele więcej niż my wszyscy. Chłopak potknął się o pròg w przejściu do następnego pokoju. Wpadł do środka i zamknął drzwi. Czuł, że teraz jest już bezpieczny. Powoli uniósł głowę, a jego serce przyśpieszyło tempa.
-Czekałeś na nas? -Wyszeptały chórem blade kobiety, całe we krwi. Na rękach miały kajdany, a nogi związane sznurami.
-Nie! -Krzyknął Bieber kuląc się w kącie. Kobiety jednak z łatwością zmierzały do niego.- Odejdźcie! -Powiedział zrozpaczony czując na sobie ich dłonie. Zaczęły rozszarpywać jego ubrania, po czym zrzucały z niego kolejne warstwy odzienia..
-Panie Bieber!- Mężczyznę zbudził dość realistyczny głos. Zerwał się na równe nogi i rozejrzał dookoła. Zauważył tylko drobną pielęgniarkę stojącą przed nim.
-Tak? -Zapytał uspokajając oddech i przecierając twarz dłonią.
-Wszystko w porządku? Krzyczał pan..- Mòwiła spokojnie gładząc jego ramię dłonią.
-Tak.. Dziekuję..- Powiedział posyłając jej jeden ze swoich czarujących uśmiechów. Kobieta spuściła zawstydzona głowę i powoli odeszła. Justin przeczesał swoje rozczochrane włosy dłonią i podszedł do automatu z kawą. Kupił jedną i pijąc ją udał się pod salę, gdzie leżała Emily. Spała spokojnie, a na jej wcześniej pobladłą z bólu twarz wstąpiły kolory. Była podłączona do urządzenia kontrolującego pracę jej serca. Jest młoda, ma zaledwie 18 lat, a już poroniła. To nie było dla niej bezpieczne. Justin natomiast mało przejmował się tym co miało się stać z nią dalej lub też już się stało. Gdy usłyszał od lekarza 'dziewczyna poroniła' wszystkie jego problemy zniknęły, a on mógł żyć jak dawniej. Jego zachowanie jest egoistyczne ale czego spodziewać się po 19 letnim milionerze, do którego należy pół miasta. Mało tego, milioner ten posiada wiele mrocznych sekretów ,a jeden z nich przyjdzie nam poznać już w krótce. Justin stał przed salą patrząc na Emliy przez cienką szybę. Jedyne czego teraz żałował, to że nie może poznać jej myśli. Z zamyśleń wyrwał go dźwięk telefonu. Wyciągnął z kieszeni swojego iPhone'a i odebrał.
-Bieber.- odezwał się, tak jak zwykle następnie czekając na odpowiedź.
-To ja Channel..-odezwała się jego sekretarka.
-Coś się stało? -Zapytał zdezorientowany.
-Chciałam ci tylko przypomnieć, że masz spotkanie z właścicielem firmy, która z nami konkuruje.-powiedziała wesoło. Justin wziął głęboki wdech,a następnie wyrzucił powietrze z płuc.
- O której? -zapytał oschle pragnąc tylko potrzebnych mu informacji.
-Za dwie godziny.- Odpowiedziała, na co Bieber przewrócił oczami.- ale nie musisz się spieszyć. Przygotowałam już wszystko i ustaliłam kto ma ci pomagać.- chłopak trochę się rozluźnił.
-I jak ja mam ci sie odwdzięczyć? - westchnął opadając na jedno z krzeseł.
-Tak jak zwykle..-wymruczała.
-Czyli zostajemy po godzinach, a ja zafunduje ci kolejny niezapomniany orgazm...- wyszeptał popuszczając zacisk krawatu.
-Już nie mogę się doczekać..-cicho się zaśmiała. Justin przewrócił oczami.
-Ja też..- mruknął po chwili się rozłączając. Nie lubił Channel, irytowała go ale również nie musiał jej o nic prosić. Dziewczyna sama rozkładała przed nim nogi. Regularnie z nią sypiał co trzymali w tajemnicy tak bardzo to ukrywając, że ten pół roczny romans nie miał jeszcze okazji się wydać. Bieber oblizał usta i dopił kawę, następnie wyrzucając papierowy kubek do kosza. Poprawił kołnierz swojej marynarki i udał do wyjścia ze szpitala. Stanął na zewnątrz biorąc głęboki wdech czystego i świeżego powietrza. Wyciągnął z kieszeni kluczyki od swojego Fishera i podszedł do niego, następnie otwierając. Nie skupiając się na niczym innym niż na spotkaniu, ruszył prosto do firmy. Zajęło mu to niewiele czasu, ze względu na to, że szpital leżał zaledwie 15 kilometrow od. ,,Bieber Company". Mężczyzna zajechał pod wieżowiec i wysiadł, udając się prosto do swojego gabinetu. Mijający go ludzie witali go skinieniem głowy lub po prostu stali sparaliżowani bijącą od niego władczością. Jego wizyta wstrzymała jakikolwiek ruch albo szmer w firmie. Dopiero po zamknięciu za sobą drzwi, Bieber wprowadził tam ponownie życie. Justin rzucił swoją teczkę na kanapę i opadł na wygodnym krześle. Przeczesał włosy dłonią w tym samym momencie słysząc pukanie do drzwi.
-Wejść! -Powiedział z pokerową twarzą, całą swoją uwagę skupiając na drzwiach.
-Wszyscy już na pana czekają. - Powiedziała wesoło Channel.
-Już idę.- Odpowiedział chłopak zabierając wszystkie potrzebne dokumenty i idąc z nią do sali konferencyjnej. W tym samym czasie Emily zdążyła się obudzić. Mało tego dziewczyna nawet nie pomyślała o Justinie. Powód tego był prosty. Chwilę po wyjściu chłopaka do dziewczyny przyjechał nikt inny jak Paul. Idealnie zapełniał cały jej czas, rozśmieszając lub po prostu szczerze z nią rozmawiając. Nie wszyscy jednak mieli tak miły poranek. Bieber musiał się bardzo namęczyć aby zdobyć poparcie zebranych. Ostatecznie jednak nie udało mu się wykupić wszytkiego co należało do konkurencji. Był jednak na tyle sprytny aby zrobić z tych kilku budynków nowe kopalnie złota. Wiedział, że swoją ciężką pracą da radę wykrzesać z tego chociażby ostatnie pieniądze. W razie niepowodzenia- co zapewne się nie zdarzy- zawsze miał pod sobą pół miasta. Po całym spotkaniu zmęczony ale również zaspokojony seksualnie, przez swoją sekretarkę, Bieber wyszedł z budynku, a chłodne, wieczorne powietrze uderzyło w jego nozdrza. Zaciągnął się nim i przystanął na chwilę aby zapalić papierosa. Oparł się o ścianę i zaciągnął dymem, po chwili go wypuszczając, a ten z kolei utworzył wokół niego opadającą "chmurę". Palenie go odstresowywało i pozbawiało wszelkich emocji, rozluźniało go. Zaciągał się raz za razem sprawiając, że papieros zaczął się zmniejszać, a po chwili całkowicie się wypalił. Justin rzucił go na ziemię i przydeptał po czym wsiadł do auta i skierował się do szpitala. Z mniejszym już zapałem zaparkował samochód na szpitalnym parkingu i uprzednio przeglądając się w lusterku, wysiadł. Zamknął auto i poprawił krawat, następnie równym i pewnym krokiem idąc do budynku. Z łatwością przemknął do sali gdzie znajdowała się Emily. Czekała tam na niego jednak niespodzianka. Niczego nieświadomy Bieber uniósł głowę aby po chwili doznać szoku. Dziewczyna się śmiała, mało tego, nie była sama. Justin bardzo szybko rozpoznał w młodym mężczyźnie swojego ogrodnika. Przymknął powieki i delikatnie uśmiechnął. Znowu poczuł to samo co kilka lat temu. Sam nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo tęsknił za tym uczuciem. Czy była to nienawiść, zazdrość lub chęć zemsty? Odpowiedź na to pytanie znał tylko on. Z gracją przekroczył próg sali, a oczy Paula i Emily spoczęły na jego sylwetce.
-Witam. - Powiedział chłodno Bieber opadając na fotel, znajdujący się obok łóżka dziewczyny.
-Co tu robisz? -Dziewczyna zmarszczyła czoło. Justin przymknął powieki starając się nie krzyczeć.
-A nie powinno mnie tu być? Skoro zwykły ogrodnik może sobie tutaj wchodzić to ja tym bardziej. - Wysyczał siedząc niewzruszenie w fotelu.
-Justin nie mów tak o nim..-Zaczęła dziewczyna co oczywiście zostało jej przerwane.
-A jak mam mówić? Gdyby nie ja prawdopodobnie zaćpał by się gdzieś na ulicy.- Prychnął Justin.
-Nie znasz go! -Oburzyła się dziewczyna, ponieważ komentarz uraził także i ją. Jej przeszłość była bardzo podobna do tej Paul'a.
-Ty tym bardziej.-Warknął unosząc się.- Więc ty-wskazał na dziewczynę- Zamknij się i czekaj na wypis, a ty- wskazał na Paul'a- wypierdalaj. Nie sądzę żebyś uporał się z całą robotą, którą ci dałem. No chyba, że ktoś inny ma zająć twoje miejsce.-zakpił wychodząc z sali. Zacisnął szczękę idąc po wypis dla Emily.
-Stój! -usłyszał za sobą krzyk
-Myślisz, że ujdzie ci to na sucho?!- krzyczal Paul idac do niego.
-O co ci chodzi człowieku... lepiej stąd idź i zajmij się trawnikiem..- Zaśmiał się Bieber i odwrócił z zamiarem oddalenia się. Poczuł jednak jak ktoś popycha go na ścianę. Uniósł głowę zauważając przed sobą ogrodnika.
-Dobrze wiem, że to twoja sprawka.- Warknął.
-Bingo! a teraz stąd spieprzaj.- warknął odpychając go, a ten uderzył o ścianę.
- O wszystkim powiem. Zginiesz w pierdlu skurwysynie! -Krzyknął co spowodowało, że Justin'owi puściły nerwy.
-Myślisz, że kim jesteś żeby mnie pouczać, hmm? -Przycisnął go do ściany.-Lepiej trzymaj się ode mnie z daleka i nie wtykaj nosa gdzie nie potrzeba.-Mocno scisnal jego szyje i uderzyl jego glową o ścianę.
-Gra dopiero sie zaczyna.-Mruknal odchodzac.