poniedziałek, 20 stycznia 2014

*Chapter Nineteen*

Mój oddech był szybki i nierówny podczas gdy próbowałam przetworzyć wszystko co się dzieje. Byłam cholernie przerażona. Miałam cichą nadzieje, ze jak w każdym z filmów zza rogu wyjedzie Justin i mnie uratuje ale to było głupie. On nawet nie jest ciekaw tego co się ze mną dzieje. W sumie to czemu miałoby go to interesować? Ma swoje życie. Z pewnością znajdzie kolejną chętną i naiwną laskę, którą będzie pieprzyć do nieprzytomności. Szczerze nienawidzę tego człowieka. Szarpałam się próbując im wyrwać ale to nic nie dawało. Czułam ,ze nie może być gorzej. Ci ludzie chcieli seksu... ewentualnie- co jest mniej prawdopodobne- tylko zastraszyć. Pieprzyć to. Jestem tylko dziwką. Większość życia się tym zajmowałam.
-Odsuńcie się! Proszę!- Krzyknęłam zrozpaczona.
-Czemu niby mielibyśmy to zrobić?- Zaśmiał się gorzko jeden z nich przyprawiając moje ciało o dreszcze.
-Mam dla was propozycje... Nie ucieknę z resztą i tak mnie dogonicie...- Mówiłam przez łzy. Jeżeli mój plan nie wypali... nie będzie już dla mnie żadnego ratunku. Mężczyźni popatrzyli na siebie i powoli odsunęli zastawiając mi ewentualną drogę ucieczki.
-J-jeżeli mnie puścicie... załatwię wam dziwki... dużo dziwek. w sumie jestem jedną z nich. Wystarczy, ze pojedziecie ze mną na Down Street. -Przygryzłam wargę czekając na ich ruch.
-I ty myślisz ,że ci uwierzymy?-Jeden z nich się zaśmiał.
-Musicie... jeżeli nie... to w dalszym ciągu mnie macie...- Zagryzłam wnętrze policzków. Powoli pokiwali głową, a jeden z nich szepnął coś drugiemu na ucho.
-Dobra. Ale jeżeli nas wkręcasz to przysięgam ci suko marny twój los..- Warknął odsuwając się i otwierając drzwi do właśnie zatrzymującej się taksówki. Wepchnęli mnie do środka i wsiedli. Byłam przerażona ale chociaż miałam nadzieję, że wyjdę z tego cało.

Justin's POV

Po tym, jak Emily wyszła dopiero dotarło do mnie to, co zrobiłem. Nie, żebym żałował, bo zawsze to robiłem i nie przywiązuję do tego zbyt wielkiej wagi ale ..WYSZŁA. Rozumiecie kurwa?! Wszystko co do tej pory osiągnąłem może się zepsuć przez jednego jebanego paparazzi, który znajdzie ją tam, gdzie poszła. Szybko zerwałem się na równe nogi i pomyślałem gdzie mogła pójść. Nie miała wielu takich miejsc , a jednym z najbardziej oczywistych był burdel, w którym wcześniej mieszkała. Zabrałem marynarkę i zbiegłem po schodach wkładając ją.
-Mark!- Zawołałem swojego kierowcę, ponieważ piłem dzisiaj alkohol i nie mogłem prowadzić.
-Słucham Panie Bieber.- Odezwał się głos za mną, a ja lekko podskoczyłem.
-Kurwa wystraszyłeś mnie..-Złapałem się za serce.
-Przepraszam.-Powiedział stojąc w bezruchu z kamienną twarzą. Nie wiem co z tym człowiekiem jest nie tak ale nie wiem czy żartuje, mówi poważnie czy też chuj wie co. 
-Spoko... Zawieziesz mnie na Down Street?- Zapytałem oblizując usta.
-Oczywiście Proszę Pana.- Odpowiedział i skierował się na zewnątrz, zapewne aby odpalić auto. W tym czasie ja włożyłem buty i zabrałem telefon.
-Alison, wychodzę! -powiedziałem do gosposi.- Przypilnuj aby ekipa sprzątająca zrobiła to co do nich należy. Dom ma się błyszczeć, poza tym za to im płace.- Powiedziałem na co pokiwała głową. Później już wyszedłem i wsiadłem na tylne siedzenie auta czekając , aż dojadę na miejsce. Dziewczyna podniosła mi ciśnienie i będzie musiała sprawić, ze ono się zmniejszy.

Emily's POV

Po około 15 minutach byliśmy na miejscu. Powoli wysiedliśmy z taksówki. Moje nogi były jak z waty. A co jeżeli mój kochany alfons ich nie wpuści albo powie, że mnie nie zna? Z trudem przełknęłam ślinę pukając do drzwi, tak dobrze znanego mi domu. Tak jak myślałam otworzyła Megan jedna z największych szmat jakie znam.
-Proszę , proszę... kogo nam tu przywiało...- Powiedziała piskliwym głosem przeżuwając gumę.
-Zamknij się Meg. Muszę pogadać z Georgem..- Przepchnęłam się i skierowałam do jego gabinetu. Wtargnęłam tam bez pukania, czego od razu pożałowałam. Stał półnagi pieprząc od tyłu jakąś dziwkę. Przewróciłam oczami głośno chrząkając. Nie przeszkadzał sobie jednak i doszedł w niej dopiero później się odwracając. Zmierzył mnie wzrokiem zapinając pasek swoich spodni.
-Spierdalaj..- Warknął do dziewczyny, a ta pośpiesznie zebrała swoje rzeczy i wyszła.-Co ty tutaj robisz? Chyba umówiliśmy się ,ze zostajesz u Biebera i nie zawracasz mi dupy?- Powiedział siadając w fotelu.
-Sprawy się skomplikowały... nawet bardzo...- Powiedziałam przygryzając wargę.-Musisz mi pomóc.
-Ja nic nie muszę dziecinko..- Powiedział ze sztucznym uśmiechem.
-Proszę...- Powiedziałam ostatkiem sił, zanim kilka łez nie wypłynęło z moich oczu.
-Dobra... nic nie obiecuje ale mów o co chodzi.- Westchnął.
-Widzisz tamtych kolesi...- Wskazałam przez szybę na ludzi, z którymi tu przyszłam.
-Tak.. co z nimi?- Zapytał przyglądając się im.
-Bo widzisz... Chcieli mnie zgwałcić albo nie wiem co jeszcze... Daj ich do jednego pokoju ze wszystkim dziewczynami.... Oddam ci za to... zrobię co zechcesz.. proszę..- Mówiłam zrozpaczona gotowa upaść na kolana i błagać.
-Nie stać cię.. -Prychnął.
-Zrobię wszystko... proszę...- Jęknęłam masując skronie.
-Dobra.. Mówisz ,że wszystko? -Zmarszczył brwi. Na co w odpowiedzi pokiwałam twierdząco głową.
-W takim razie poczekaj tutaj...- Powiedział i wyszedł z gabinetu. Moje serce lekko przystopowało swój rytm, a ja opadłam na fotelu dziękując Bogu ,ze to wszystko tak się skończyło.
Nie wiem jak długo tak siedziałam ale zastanawiałam się czego w zamian będzie chciał Georg. Wiedziałam ,ze zawsze był pieprzoną świnią i zrobił z mojego życia piekło, dlatego bałam się jego oczekiwań. Ziewnęłam przeciągając się i patrząc jak wchodzi do środka.
-Więc... czego chcesz w zamian?- Zapytałam.
-Dziewczyny przez najbliższe kilka dni mają wolne... będziesz obsługiwać klientów za nie wszystkie aż nie zbierzesz odpowiedniej sumy..- Oblizał usta.- Myślę, ze to najuczciwsza propozycja.- W sumie miał racje. To było całkiem w porządku ale nie chciałam wracać do bycia dziwką... przynajmniej nie milionów facetów...- Wchodzisz w to?- Zapytał na co ponownie pokiwałam.
-Idź do swojego pokoju... Znowu mieszkasz tam sama. Margaret miała już remont..- Westchnął odwracając się i włączając telewizor. Wstałam i udałam się tam gdzie mi kazał. Zamknęłam za sobą drzwi i położyłam się na łóżku czekajac na nadchodzący dzień i rozmyślając nad wszystkim co się stało.

Justin's POV

Po około godzinie jazdy byliśmy na miejscu. Poprawiłem swój garnitur i wysiadłem z auta kierując się w stronę budynku. Zapukałem lecz nikt mi nie otworzył. Zmuszony byłem wejść sam.Od razu ruszyłem do gabinetu Georga, gdzie akurat się znajdował.
-Jest Emily?- Powiedziałem od progu nawet się z nim nie witając.
-Może by tak dzień dobry?- Zapytał odwracając się w moją stronę.
-Zadałem pytanie.- Nie miałem ochoty na te jego jebane gierki. Wkurwiał mnie i nie miałem ochoty z nim gadać.
-Jest.- Odpowiedział oschle. Ja tylko zawróciłem i poszedłem do jej pokoju bez pukania wchodząc do środka. Dziewczyna zerwała się gdy mnie tylko zobaczyła.
-J-Justin? Co ty tu robisz?- Zapytała podkulając nogi i wciskając się w ścianę.
-Jak to kurwa co?! Przyjechałem po ciebie!- Odpowiedziałem zirytowany. Nie wiem co tak bardzo wyprowadzało mnie z równowagi ale z każdą sekundą robiłem się coraz bardziej wściekły.
-To nie możliwe. Musze zostać i spłacić dług u Georga.- Odpowiedziała kpiącym tonem.
-Jaki znowu kurwa dług?!- Zapytałem, a ona opowiedziała mi wszystko od początku. Byłem zły. Mało. Wkurwiony. Popatrzyłem na nią i trzasnąłem drzwiami wychodząc. Wróciłem do gabinetu robiąc to samo z jego drzwiami.
-Ile jest winna?- Zapytałem od progu oblizując usta.
-Chyba nie chcesz za nią płacić?- Prychnął.
-A jeśli nawet to co? Pytam się ile?- Warknąłem
-10 000$.- Odpowiedział patrząc na mnie zdziwiony.
-Dobra.- Powiedziałem wyciągając telefon i wykonując przelew.- Miło się gadało.- Mruknąłem idąc po Emily.- Wychodzimy.- Powiedziałem podchodząc do niej. Patrzyła na mnie zszokowana.
-Skąd ta pewność ,że chcę z tobą iść?- Zapytała. Westchnąłem siadając obok niej na łóżku.
-Zapłaciłem za ciebie 10 000$. Poza tym nie chcesz tu być. Wiem o tym.- Powiedziałem patrząc jej w oczy.
-Pójdę pod jednym warunkiem.- Powiedziała przygryzając wargę. Uniosłem brew ciekawy jej propozycji.
-Wprowadzam zasadę..zero bicia. Nie masz prawa mnie już uderzyć..- Powiedziała patrząc mi w oczy.
-Okej...- Odpowiedziałem patrząc jak staje i wychodzi. Poszedłem zaraz za nią. Zgodziłem się ale przecież zasady są po to, aby je łamać.

Po około 40 minutach byliśmy pod domem. Wszedłem do niego i powolnym krokiem udałem się do sypialni, gdzie wziąłem prysznic oraz przebrałem w luźną pidżamę. Westchnąłem przeczesując włosy i wychodząc na balkon gdzie zapaliłem papierosa.
-Palenie szkodzi zdrowiu...- Usłyszałem głos za sobą. Byłem pewny, ze to Emily, ponieważ nikt ze służby nie odważyłby się tutaj wejść.
-Jebie mnie to...- Wzruszyłem ramionami zaciągając sie po raz kolejny. Dziewczyna stanęła przede mną,a ja mogłem ujrzeć ją w całej okazałości. Jej włosy były jeszcze wilgotne a ubrana była w jedną z koszuli nocnych od VS, która ostatnio jej kupiłem. Moje oczy dokładnie ją skanowały. Zgasiłem papierosa w popielniczce i podszedłem do niej chwytając ją w biodrach.
-Wyprowadziłaś mnie dziś z równowagi jak nigdy.- Szepnąłem i poczułem jak jej ciało zadrżało.
-I co z tym zrobisz?- Zapytała uwodzicielsko.
-To zależy co możesz mi dać...- Szepnąłem na co z jej ramion spadł szlafrok.
-Wiele..- Powiedziała, a ja nie czekając ani chwili dłużej wpiłem się w jej usta i zaniosłem ją na łóżko. Szybkimi i zwinnymi ruchami pozbyłem się reszty jej ubrań i zacząłem całować jej szyję , a następnie piersi jeżdżąc językiem wokół jej sutków co sprawiało, że cicho jęczała ugniatając kolanem moje krocze. Czułem jak moje ciało napina się pod jej dotykiem. Pozwoliłem jej przejąć na chwilę kontrolę i kiedy ona pozbywała się mojej pidżamy wyciągnąłem z szafki prezerwatywy podając jej jedną. Szybko włożyła ją na mojego kutasa, a ja zawisłem nad nią wbijając się w nią mocno i szybko co sprawiło, że krzyknęła moje imię. Z każdym moim uderzeniem coraz mocniej wbijała swoje paznokcie w moje plecy i jęczała. Lizałem i składałem mokre pocałunki na jej szyli podczas gdy ona wiła się pode mną i kręciła biodrami sprawiając ,ze odczucia były jeszcze mocniejsze. Czułem jak jej ścianki zaciskały się wokół mnie, a przez mój członek zaczęło przechodzić mrowienie, wiedziałem ,ze byliśmy blisko. Przyśpieszyłem tempo uderzając w jej punkt kiedy rozpadła się pode mną, a jaj ciało wygięło w łuk pod wpływem orgazmu, który bądź co bądź zawładnął także mną. Wydałem z siebie warknięcie przedłużając to uczucie tak długo jak tylko mogłem. Po wszystkim opadłem obok niej próbując unormować swój oddech. Przypomniałem sobie moment, w którym ją uderzyłem. Poczułem...poczucie winy?
Nah... Bieber.. Przecież ty nie masz serca.


Od Autora: Joł! Tak więc. wygrał piątek aaale rozdziały będą w weekendy tzn piątek- poniedziałek. Dlaczego? Otóż nowy plan lekcyjny :)))) Tak. też uważam że kulka w łeb i do piachu srdjgslkdhrgkjfdg ugh -.- No ale rozdział jest i bedzie co tydzień ba dum tsy. End Nał. Podziękujcie @huuugmee za to ,że:
a) jest wrzodem na dupie ale ją kocham tak ja wszystkich czytelników <3
b) Dzięku niej jest +18. azała napisać ze na specjalne życzenie)
 Tak więc jak widzicie ja nie gryzę więc walcie do mnie na tt :))) KCKCKCKCKCK 

Ps: Rozdziały będą co tydzień ale jest warynek- Każdy z wask komentuje. Pis Joł.

sobota, 11 stycznia 2014

Chapter Eighteen

Goście przychodzili jeden po drugim. W przeciągu następnych 30 minut dom był pełen ludzi. Byli tu sławni prawnicy i miejscowi przedsiębiorcy. Im bliżej przyjazdu rodziców Justina tym bardziej się denerwowałam. Czułam jak coś przekręca mi się w brzuchu, a serce zaczyna bić coraz szybciej. Nie byłam w stanie wypić ani łyka szampana z kieliszka, który trzymałam już dobre 20 minut. Odłożyłam go i wzięłam głęboki oddech. To było dla mnie za dużo. Nie byłam gotowa ich poznać. W sumie to nawet nie chciałam. Nie jesteśmy z Justinem razem, a z własnego doświadczenia wiem, że rodzice moich partnerów mnie nie lubią. To po prostu nie mogło się udać. Ja- miejscowa prostytutka, której się poszczęściło, miałam udawać dziewczynę Justina Biebera- Największego biznesmena w mieście, a możliwe, że i kraju. To przecież niedorzeczne.Nikt w to nie uwierzy. Justin może mieć każdą dziewczynę. Z trudem przełknęłam ślinę odwracając się. Przeszłam kilka kroków wpadając na kogoś. Uniosłam głowę i ujrzałam Justina. Był tak samo zestresowany jak ja.
-Przepraszam.- Powiedziałam cofając się. Pokiwał tylko głową posyłając mi delikatny uśmiech.- Justin.. ja .. musimy pogadać.- Powiedziałam patrząc na jego zmieszany wyraz twarzy.
-Okey..- Powiedział opierając się o ścianę i patrząc na mnie.
-Na osobności..- Powiedziałam oblizując usta.
-To aż tak ważne? Nie możemy porozmawiać o tym jak już wszyscy pójdą?- Zapytał podchodząc do mnie bliżej. Przymknęłam oczy próbując uspokoić swój oddech.
-Nie Justin. Nie może.- Powiedziałam stanowczo napotykając się z jego zimnym, surowym i pełnym władczości spojrzeniem.
-Więc chodźmy..- Wychrypiał podchodząc do Marka i szepcząc mu coś na ucho. Ten pokiwał głową,a Bieber ruszył schodami na górę. Poszłam zaraz za nim uważając aby się nie przewrócić. Weszliśmy do jego gabinetu,a chłopak zamknął za nami drzwi. Usiadłam na blacie biurka i założyłam nogę na nogę obserwując jego ruchy.
-Więc... O czym chciałaś porozmawiać?- Zaczął Bieber stając przede mną z założonymi rękami. 
-To się nie uda... - Powiedziałam na wydechu. Justin zmarszczył brwi obdarzając mnie swoim słynnym lodowatym spojrzeniem.
-Nie uda się co!? - Delikatnie uniósł głos.
-Wszystko... Nikt w to nie uwierzy. To nie może się udać Justin...- Oznajmiłam biorąc głęboki wdech. Chłopak stał w bezruchu po chwili chichocząc.
-Masz rację...nikt. Może oprócz tych 150 osób, które przed chwilą życzyły mi jebanego szczęścia w związku!- krzyknął na co się wzdrygnęłam.
-Ne krzycz na mnie do cholery!- Odpowiedziałam tym samym tonem co on. Podszedł do mnie i chwycił za gardło.
-Będę robił co tylko mi się podoba.!!- Warknął zaciskając dłoń. Powoli zaczęłam się dusić.-Zrozumiano kurwa!?- Zapytał na co wydusiłam z siebie coś brzmiącego jak "tak". Bieber uśmiechnął się szeroko w końcu mnie puszczając. Opadłam na podłogę tracąc czucie w nogach. Zachłysnęłam się powietrzem głęboko oddychając i masując szyję.- Posłuchaj księżniczko... Masz prawa ale masz też i obowiązki. Jednym z nich jest słuchanie tego co mówię i robienie tego, co ci każę bez sprzeciwów. -Mówił nachylony nade mną z obłąkaniem w jego oczach. Dopiero teraz zauważyłam, że jego źrenice pociemniały i powiększyły się. Drżąc ze strachu na podłodze, nieśmiało pokiwałam głową.Wtedy to doszło do mnie, jak przerażająca jest ta ciemniejsza strona Justina. Ta, którą ukazywał gdy któraś z jego uległych sprzeciwiła mu się. A ja? Byłam kolejną z nich. Najgorsze jest to, że na własne życzenie.Nikt nie zmuszał mnie abym wsiadała do jego auta.  Bałam się. Tak cholernie się bałam...
                                           
                                                                 *Justin's POV*                                                               

Ja pierdole! Co ja robię!? Nie chciałem jej tak wystraszyć. Mogłem wyładować się na czymś innym nie na niej. Ale cóż. Zawsze robiłem to na kobietach. Jestem zimnym skurwielem bez uczuć. I wiecie co w tym najlepsze? Dobrze mi z tym. Ale oprócz tych wszystkich- w oczach innych złych- cech jestem wychowany na uczciwego przedsiębiorcę, pracodawcę, pracownika i miliony innych . W interesach jestem uczciwy. Zapomniałem, że "związek" z Emily jest w pewnym sensie interesem. Ostatnio obiecałem jej, że przez miesiąc pomogę jej się w tym wszystkim połapać. Zawsze dotrzymuję obietnic. Tej także dotrzymam. Muszę tylko naprawić to co teraz zjebałem. Kucnąłem przy jej drobnym ciele, które było zwinięte w kolke i całe drżało.
-Emi- Próbowałem coś powiedzieć ale przerwała mi.
-Zostaw mnie!- Krzyknęła, a z jej dużych brązowych oczu wytoczyły się łzy, które wyznaczyły wilgotne linie na jej pobladłych policzkach.
-Emily.. przepraszam. J-Ja nie chciałem...- Powiedziałem z trudem przełykając ślinę i spuszczając głowę.
-Gówno Prawda! Chciałeś!-Krzyknęła wstając na równe nogi.- Bardzo dobrze wiedziałeś co robisz. Ale nie dziwmy się. Każdą ze swoich dziwek tak traktowałeś. Dlaczego w ogóle pomyślałam ,że przy mnie mógłbyś się inaczej zachowywać?!- Powiedziała siadając na blacie mojego biurka i chowając twarz w dłoniach.
-Masz racje.- Odpowiedziałem wstając do jej poziomu.
-Tylko tyle? Tylko tyle masz do powiedzenia?- Powiedziała unosząc głowę.
-A czego ty oczekujesz? Wiedziałaś na co się piszesz. Pomimo tego wszystkiego co ci powiedziałem nadal tu jesteś. Nikt nie kazał ci wsiadać do mojego auta. Sama to zrobiłaś.- Powiedziałem zaciskając szczękę.
-Gdybym wtedy wiedziała ,że to wszystko będzie tak wyglądać nigdy bym tego nie zrobiła. Trzymałabym się od ciebie z daleka. Jesteś pierdolonym psychopatą. Zasypiam ze strachem ,że następnego dnia znajdą mnie w twojej piwnicy pociętą na kawałki.- Powiedziała machając rękami. Zaśmiałem się gorzko oblizując przy tym usta.
-Nie mam piwnicy. -Powiedziałem wbijając w nią swoje surowe spojrzenie.-Ale czasem żałuje bo mogłaby się przydać.- Warknałem.
-Jesteś nienormalny.Powiniemeś się leczyć!- Wysyczała.
-Gówno mnie obchodzi co sobie o mnie myślisz. Poza tym.. Czego ty się spodziewałaś? Że zabiorę cię do siebie do domu, wybuchnie wielka miłość ,wyjdziesz za mnie będziemy mieć gromadkę dzieci i psa?! Myliłaś się suko! Wy kobiety jesteście tak głupie i naiwne. Nadajecie się tylko do pieprzenia. - Powiedziałem tym samym tonem co ona.
-Dlaczego jesteś takim skurwysynem, co?! Powiedz mi. Może wtedy będę wiedziała jaki jest z tobą problem!- Powiedziałą podchodząc do mnie bliżej.
-Problem jest jeden. Jesteś małą wkurwiającą szmatą.- Warknąłem popychając ją na ścianę i wychodząc z pokoju. Będąc za drzwiami poprawiłem krawat i włosy po czym zszedłem na dół.Przywitałem nowych gości i uśmiechałem się do każdego. Byłem mistrzem ukrywania emocji, choć założę się , że moja twarz była lekko zaczerwieniona ze złości. Poczułem czyjąć rękę na swoim ramieniu co sprawiło ,ze szybko się odwróciłem.
-Synu..- Powiedziała moja matka uśmiechając się do mnie radoście.
-Mamo..- Powiedziałem przytulając ją, a następnie ściskając rękę ojca.
-A gdzie jest Emily? -Zapytała mama marszcząc czoło i rozglądając się po domu.
-Zrobiło jej się słabo i poszła na chwile się położyć.- Skłamałem oblizując usta.
-Mam nadzieję ,ze to nic poważnego..- Powiedziała cicho, głosem pełnym troski.
-Też mam taką nadzieję.. -Westchnąłem wsadzając ręce do kieszeni, ale mrożące spojrzenie matki sprawiło ,że szybko je wyciągnąłem.- Zaprowadze was do stołu.- Powiedziałem chywtając moją matkę pod rękę i prowadząc do reszty gości. Wszystko szło po mojej myśli... Jest tylko jeden problem... Gdzie do kurwy jest Emily!?

*Emily's POV*

Gdy tylko Justin wyszedł wstałam i weszłam do swojego pokoju. Miała tego wszystkiego serdecznie dość. Nie chcaiałam iść na tą całą imprezę ale nie jestem taką suką za jaką mnie uważa. Naprawiłam swój makijaż i rozczesałam włosy. Gotowa stawić czoła wszystkiemu co spotka mnie na dole nałożyłam na swoją twarz sztucznu uśmiech i zeszłam po schodach na dół. Doszło wielu ludzi co sprawiło ,że pozułam się jeszcze bardziej przestraszona niż wcześniej. Nerwowo zaczęłam trzeć dłonie i wzrokiem szukać Justina. Znalazłam go stojącego na gońcu salonu z dwójką starszych ludzi. Wyglądał na szczęśliwego i beztroskiego. Jego bipolarność była jego zaletą. Nie wiem czy nauczył się tego dzięki interesom i temu ,że musiał zachować "pokerową twarz" ale był mw tym cholernie dobry. Nie dziwię się ,ze tyle osiągnął. Potrafi zmanipulować człowieka jak nikt inny. Głośno odetchnełam i pewnym krokiem ruszyłam w ich stronę.
-Państwo Green?- Zapytałam stojąc tuż za nimi. Szybko poczułam na sobie przeszywajace mnie na wylot spojrzenie Justina.
-Och Emily!- Powiedziała jego mama przytulając mnie, co oddałam z takim samym szerokim uśmiechem co ona.- Cieszę się ,że cię widzę.- Powiedziała puszczając mnie.
-Cała przyjemność po mojej stronie Pani Green.- Powiedziałam oblizując usta.- Panie Green..- Kiwnęłam głową w jego stronę , co odwzajemnił.
-Och słonko.. Mówiłam ci żebyś mówiła do nas po imieniu..- Zachichotała. Ta kobieta była niesamowita. Tak ciepła, tak dobra, a przede wszystkim miała w sobie tyle klasy...
-Um..dobrze.. Alyson?- Powiedziałam niepewnie na co kiwnęła.
-Już wszystko w porządku? Justin powiedział nam ,ze źle się poczułaś..- Powiedziała , na co spojrzałam na ukrywającego swoje uczucia Justina.
-Tak, dziękuję za troskę. Po prostu miałam dość...Ciężką noc..- Westchnęłam.
-Rozumiem.. -Alyson uśmiechnęła się przyjaźnie.- Chodź Jake..P[rzywitamy się z resztą..- Powiedziała do swojego męża i odeswzła z nim w głąb domu, znikając z nim w tłumie.
-W co ty co cholery grasz?!- Warknął Justin ściskając moją dłoń tak, ze krew przestała do nie dopływać. 
-W nic! Cholera Justin puść mnie.- syknełam cicho z bólu. Na całe szczęście puścił i odetchnął, co pozwoliło mu ochłonąć.
-Dobra.. ale jeżeli coś kombinujesz to poniesiesz ostre konsekwencje.- Szepnął mi do ucha.
-Nic nie kombinuje.. Najwyraźniej nie jestem taką suką jak uważasz..- Także szepnełam chwytając jego dłoń i idąc z nim do stołu z szerokim uśmiechem na twarzy. Co z tego ,że był fałszywy? Ważne ,że nikt się nie połapał. Ludzie wznosili toasty, rozmawiali, gratulowali nam i dobrze się bawili, łącznie z Justinam. A ja? Ja cierpiałam przy każdym słowie dziękuję, świetnie, Kocham cię, czy też gdy musiałam całować się z Justinem. Czułam jak wypala mi twarz. Miałam wtedy ochotę rzucić to wszystko w cholere i wyjść bez słowa pożegnania. Goście powoli opuszczali dom i robiło się w nim pusto. Z jednej strony dziękowałam Bogu, że to wszystko już się skończyło, lecz z drugiej bałam się co Justin zrobi gdy zostaniemy sam na sam. Udałam się na górę i przebrałam w luźniejsze ciuchy. Chciałam pomóc przy sprzątaniu ale zostało mi to zabronione, możecie się domyśleć przez kogo. Usiadłam na łóżku i włączyłam telewizor równo z otwierającymi się drzwiami. Spojrzałam w ich stronę i odłożyłam pilot widząc w nich Justina.
-Mogę wejść?- Zapytał będąc już w pomieszczeniu.
-Skoro już tutaj jesteś..- Westchnęłam.
-Nie bądź suką..-Powiedział siadając na łóżku obok mnie.
-Znowu zaczynasz? Jak tak to najlepiej stąd wyjdź.- Przewróciłam oczami.
-Nie zapominaj kurwa ,że to jest mój dom.-Warknął.
-Nie unoś się tak Bieber..- Mruknęłam. Pewnie zastanawiacie się , skąd ten mój nagły przypływ odwagi.. Trochę kokainy nikomu nie zaszkodziło..
-Na twoim miejscy uważałbym na słowa..- Syknął patrząc mi prosto w oczy.
-Bo co mi zrobisz? Zgwałcisz? Całe swoje życie tak pracowałam. Bądźmy szczerzy.. nic nie możesz mi zrobić. Jesteś po prostu zagubionym dzieckiem , który chce zniszczyć zycie każdej kobiecie i pokazać jej, że jest nikim. To dlatego ,że twoja matka oddała cię do adopcji , czyż nie tak, Bieber?- Zaśmaiałm się drwiąco.
-Nic o mnie nie wiesz..- Warknął kręcąc głową.
-To może mi powiesz, co? Przestań żywić mnie tymi swoimi kłamstwami straszyć!- Wrzasnęłam, przez co mój prawy policzek wszedł w kontakt z jego lewą pięścią. Odrzuciło moją głowę, a ja upadłam na poduszki. Łzy zaczęły wypływać z moich oczu.-Proszę! Uderz jeszcze raz skurwielu!-Bardzo szybko po tym, ponownie oberwałam. Szybko zerwałam się na równe nogi.-Wiedziałam ,ze to zrobisz.. Jesteś nikim tylko kupą gówna. Przemoca niczego nie osiągniesz. Jesteś nikim! Rozumiesz? Nikim!- Wykrzyczałam mu w twarz wychodząc z pokoju i idąc na dół. Włożyłam swój płaszcz i buty, wychodząc na dwór. Ruszyłam ścieżką do drogi i szłam poboczem do miasta. Przemierzałam oświetlone ulice Nowego Jorku cicho płacząc. To całe moje pierdolone życie. Zawsze muszę trafiać na psychopatów i innych popierdoleńców.Najgorsze jest to, że wsiadając do samochodu Justina pomyślałam o tym ,ze moje życie wreszcie się zmieni, że będę mogła żyć jak zwyczajna dziewczyna i nie martwić się ilu klientów dziennie będę miała. Chciałam się od tego wszystkiego uwolnić. Miałam szczerze dość. Weszłam do jednego ze sklepóc całodobowych i kupiłam w nim butelkę wódki. Kontynuowałam moją drogę popijając ją. Nie wiedziałam dokąd idę i gdzie obecnie jestem. Mimo wszystko ucieczki z domu Justina nie uważałam za błąd. W sumie cieszyłam  się ,że moje życie wreszcie się ustabilizuje.
-Hej Mała!- Usłyszałam głos jakiegoś chłopaka, co sprawiło ,ze się rozejrzałam. Z jednej z z uliczek wyszło kilku pijanych mężczyzn. Przyśpieszyłam lekko krok aby im uciec ale to nie działało. Słyszałam ich kroki coraz głośniej gdy nagle poczułam jak ktoś przyciska mnie do ściany.
-Gdzie się tak śpieszysz kochamie..- Szepnął jeden z nich wypuszczając na mnie powietrze pachnące alkoholem. Moje ciało zadrżało. Zmieniam zdanie. To był błąd.

Od Autora: Tak więc. Zbyt rzadko dodaje rozdziały i stwierdziłam ,ze zrobę taką akcje: W komentarzach napiszcie jeden dzień tygodnia w którym mam dodawać rozdziały. Obiecuje ,że będę się go trzymać, chyba ,ze wypadnie mi serio coś ważnego. Ten który będzie najczęściej wymieniony- W ten będę dodawała. Odpada tylko Środa bo kończę lekcje o 17.00 :c.
Tak , więc. Dziękuję za życzenia tym , którzy mi je złozyli i wgl. Rozdział jest za krótki moim zdaniem ale za to następny napiszę dłuższy.. teraz po prostu mało czasu...Mam nadzieję ,ze nie zawaliłam AŻ tak.. to chyba na tyle. 
ZAPISUJCIE SIĘ DO ZAKŁADKI ,,INFORMOWANI" ORAZ PODAWAJCIE MI SWOJE BLOGI W ZAKŁADCE ,,INNE OPOWIADANIA"!