''Na barwnym balu pozorów
nie z tobą tej nocy zatańczę
miniemy się w półobrocie
masek kolorami
szepnę ci coś krzyżując
na innych ramionach palce
by mnie dłużej nie mamił
nocy czar przysięgami
Przetną się
w gęstym powietrzu
naszych spojrzeń cięciwy
skrzyżują bezwiednie
oparte o inną pierś skronie
zatrzyma się w ust kąciku
uśmiech smutkiem półżywy
oprę o żal nasz stłumiony
ścianą ciał oddzielone
nasze głodne dłonie''
Emily's POV
W chwilach kiedy strach miesza się ze współczuciem i nienawiścią nigdy nie wiesz co zrobić. Okazujesz wtedy każdą swoją słabość i jesteś w stanie oddać wszystko co najcenniejsze aby tylko pustka, z którą się zmagasz zniknęła. Tak też jest ze mną. Oddałam swoje życie Justinowi Bieberowi. Na pozór ideałowi mężczyzny. Po mimo jego pięknego wyglądu, zachowaniu gentelmana i masie forsy jest tylko nieczułym, zapatrzonym w siebie potworem. Damskim bokserem i najgorszym skurwielem jakiego kiedykolwiek spotkałam, a jednak coś mnie do niego przyciągało. Nie jestem pewna czy było to jakieś głębsze uczucie, którego sama nie mogłam odgadnąć czy też wdzięczność za poniekąd uratowanie mi życia. Zawsze mogłam przecież nadal stać pod latarnią i pieprzyć się z pierwszym lepszym facetem, który się obok mnie zatrzymał. Powinnam się cieszyć. Teraz mam dach nad głową, rzeczy o których marzy każda kobieta... i swojego Pana. Wiele razy myślałam o tym aby traktować to jak normalną pracę ale zaborczość Justina oraz jego surowe zasady nigdy w pełni nie pozwoliły mi się do tego przyzwyczaić. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że rozmyślam o tym leżąc w jednym łóżku ze swoim problemem, a dokładniej będąc ściskana przez jego silne ramiona. Nie zdarza się to za często. Pierwszy raz widziałam Justina w takim stanie. To co działo się w nocy dało mi dużo do myślenia. Jest coś strasznego, co siedzi w jego głowie, a on sam sobie z tym nie radzi. Coś o czym nie chce nikomu powiedzieć albo też się boi. Nie wiem co to jest. Ale wiem jedno, on mimo tego wszystkiego i całej swojej skorupy bipolarnego skurwiela potrzebuje pomocy, a jego ego nie pozwala mu o nią poprosić. Delikatnie wyplątałam się z jego uścisku i nie budząc go, wróciłam do swojej sypialni. Tam się przebrałam i wzięłam prysznic. Nie miałam nawet pojęcia jak bardzo tego potrzebowałam. Gotowa zeszłam na dół i ujrzałam Alyson, która szła z tacą załadowaną po brzegi jedzeniem przez salon.
-Dzień Dobry..- Powiedziałam przez co kobieta o mało co nie wypuściła tacy z rąk.
-Ugh.. Dzień Dobry kochanie.. - Powiedziała niespokojnie się
rozglądając.
-Gdzie niesiesz to jedzenie? -Zapytałam podchodząc do niej.- Może ci pomóc?- zapytałam z uśmiechem. Kobieta wyglądała na zmieszaną ale każdy może mieć gorszy dzień.
-Niosłam ją na górę dla Pana Biebera.- Oznajmiła.
-To ja mu zaniosę.. -Uśmiechnęłam się i zabrałam od niej tacę. Ta jednak nie chciała jej puścić.
-To moja praca Emily.. Ja biorę za to pieniądze, więc pozwól ,ze to ja jednak ją zaniosę.- Odpuściłam i schowałam ręce do kieszeni bluzy.
-Niech ci będzie.. - Mruknęłam.
-Ummm Mark cię szukał chciał z tobą porozmawiać..- Powiedziała.- Jest na dworze.. Właśnie naprawia samochód więc jak chcesz to możesz do niego iść.- Skinęłam głową i udałam się na zewnątrz gdzie tak jak mi powiedziano spotkałam Mark'a grzebiącego przy samochodzie.
-Dzień Dobry Mark... Alyson mówiła mi, że mnie szukałeś..- Zaczęłam na co mężczyzna stanął prosto i bacznie mnie słuchał.
-Alyson mówiła Pani, ze ją szukałem? - Zmarszczył czoło.
-A nie?- Spojrzałam na niego zmieszana.- Spotkałam ją dziś rano jak niosła tackę z jedzeniem, chciałam jej pomóc ale powiedziała, ze sama to zrobi i powiedziała, ze mnie szukałeś.- Wyjaśniłam.
-A no tak! - Nerwowo się uśmiechnął i podrapał po głowie.- Tylko niestety nie pamiętam co chciałem... - Westchnęłam zirytowana.
-Dobrze.. to jeśli ci się przypomni jestem w domu.. - Uśmiechnęłam się i wróciłam do domu. Nie widziałam Alyson, więc poszłam od razu na górę do pokoju Justina, będąc pewna, ze już nie śpi. Zapukałam i słysząc ciche 'otwarte' weszłam do środka.
-Cześć.. -Powiedziałam siadając na łóżku obok Justina.
-Witam panią..- Powiedział nawet na mnie nie spoglądając tylko przeglądając jakieś papiery w rękach. Rozejrzałam się.
-Alyson nie przyniosła ci śniadania?- Zapytałam podejrzliwie.
-Huh?- Sukces osiągnięty ten zapracowany mężczyzna zwrócił na mnie uwagę.
-Alyson szła z tacą pełna jedzenia powiedziała, że niesie je do ciebie.. - Przewróciłam oczami.
-Uhm.. Tak przyszła tu z jedzeniem ale nie jestem głodny i powiedziałem ,żeby je zabrała.- Powiedział tak samo niepewnym głosem co Mark. Coś ukrywają ale nie będę się w to zagłębiać. W momencie kiedy miałam coś powiedzieć telefon Justina zaczął dzwonić. Ten jednak nieprzerwanie patrzył w dokumenty.
-Nie odbierasz? -Zapytałam przygryzając wargę.
-Po co?- Zapytał skreślając coś na kartce.
-Może to coś ważnego..- Powiedziałam obserwując go.
-To zadzwoni drugi raz.. -Zaśmiał się i porwał jedną z kartek.
-Ugh.. Justin nie robi się tak... - Przewróciłam oczami.
-Jak ci tak zalezy to odbierz.. - Nie patrząc na mnie sięgnął po telefon i podał mi go. Spojrzałam na wyświetlacz, który pokazywał, ze Justin przed podaniem mi go odebrał. Spiorunowałam go wzrokiem i przystawiłam komórkę do ucha.
-Halo..- Odezwałam się niepewnie czekając na odpowiedź drugiej strony.
-Emily? Kochanie jak dobrze cię słyszeć. Dzwonię do Justina od wczoraj, a on mnie odbiera. Możesz mi powiedzieć co tam u was?- To była matka Justina. Wzięłam głęboki oddech i oparłam się wygodnie o zagłówek łóżka.
-Wszystko jest w jak najlepszym porządku.. Nie dziwię się ,że Justin nie odbierał.. Jest ostatnio bardzo zapracowany.. - Powiedziałam przyglądając się swoim paznokciom, które były w opłakanym stanie.
-Och... ale mam nadzieję, ze przyjdziecie dzisiaj na bal maskowy z okazji urodzin Jake'a?- Zapytała, a ja ponownie posłałam Justinowi groźne spojrzenie.
-Zobaczymy... Niczego nie obiecuję.. - Powiedziałam na co do moich uszu doszło westchnięcie kobiety.
-I tak dziękuję, że chociaż ty znalazłaś chwilę... No nic.. Mam nadzieję, że do zobaczenia.
-Do zobaczenia...- Powiedziałam i poczekałam aż kobieta się rozłączy. Gdy już się to stało wpadłam na genialny pomysł.- A może mi pani poświęcić jeszcze chwileczkę? Bo chciałam panią zapytać czy pani mąż jest dobry w łóżku.. - mówiłam do telefonu.- Bo Justin jest wspaniały..- Chłopak spojrzał na mnie powiększonymi źrenicami.- Naprawdę robi cuda. Często jednak jest nerwowy i potrafi mnie bezlitośnie zerżnąć ale jego kutas jest naprawdę magiczny i działa cuda...- Mówiłam gdy Justin wyrwał mi telefon i spojrzał na ciemny wyświetlacz. Spojrzałam na jego zmieszaną minę i zaczęłam się śmiać tak głośno, że prawdopodobnie było mnie słychać na dole.
nie z tobą tej nocy zatańczę
miniemy się w półobrocie
masek kolorami
szepnę ci coś krzyżując
na innych ramionach palce
by mnie dłużej nie mamił
nocy czar przysięgami
Przetną się
w gęstym powietrzu
naszych spojrzeń cięciwy
skrzyżują bezwiednie
oparte o inną pierś skronie
zatrzyma się w ust kąciku
uśmiech smutkiem półżywy
oprę o żal nasz stłumiony
ścianą ciał oddzielone
nasze głodne dłonie''
Emily's POV
W chwilach kiedy strach miesza się ze współczuciem i nienawiścią nigdy nie wiesz co zrobić. Okazujesz wtedy każdą swoją słabość i jesteś w stanie oddać wszystko co najcenniejsze aby tylko pustka, z którą się zmagasz zniknęła. Tak też jest ze mną. Oddałam swoje życie Justinowi Bieberowi. Na pozór ideałowi mężczyzny. Po mimo jego pięknego wyglądu, zachowaniu gentelmana i masie forsy jest tylko nieczułym, zapatrzonym w siebie potworem. Damskim bokserem i najgorszym skurwielem jakiego kiedykolwiek spotkałam, a jednak coś mnie do niego przyciągało. Nie jestem pewna czy było to jakieś głębsze uczucie, którego sama nie mogłam odgadnąć czy też wdzięczność za poniekąd uratowanie mi życia. Zawsze mogłam przecież nadal stać pod latarnią i pieprzyć się z pierwszym lepszym facetem, który się obok mnie zatrzymał. Powinnam się cieszyć. Teraz mam dach nad głową, rzeczy o których marzy każda kobieta... i swojego Pana. Wiele razy myślałam o tym aby traktować to jak normalną pracę ale zaborczość Justina oraz jego surowe zasady nigdy w pełni nie pozwoliły mi się do tego przyzwyczaić. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że rozmyślam o tym leżąc w jednym łóżku ze swoim problemem, a dokładniej będąc ściskana przez jego silne ramiona. Nie zdarza się to za często. Pierwszy raz widziałam Justina w takim stanie. To co działo się w nocy dało mi dużo do myślenia. Jest coś strasznego, co siedzi w jego głowie, a on sam sobie z tym nie radzi. Coś o czym nie chce nikomu powiedzieć albo też się boi. Nie wiem co to jest. Ale wiem jedno, on mimo tego wszystkiego i całej swojej skorupy bipolarnego skurwiela potrzebuje pomocy, a jego ego nie pozwala mu o nią poprosić. Delikatnie wyplątałam się z jego uścisku i nie budząc go, wróciłam do swojej sypialni. Tam się przebrałam i wzięłam prysznic. Nie miałam nawet pojęcia jak bardzo tego potrzebowałam. Gotowa zeszłam na dół i ujrzałam Alyson, która szła z tacą załadowaną po brzegi jedzeniem przez salon.
-Dzień Dobry..- Powiedziałam przez co kobieta o mało co nie wypuściła tacy z rąk.
-Ugh.. Dzień Dobry kochanie.. - Powiedziała niespokojnie się
rozglądając.
-Gdzie niesiesz to jedzenie? -Zapytałam podchodząc do niej.- Może ci pomóc?- zapytałam z uśmiechem. Kobieta wyglądała na zmieszaną ale każdy może mieć gorszy dzień.
-Niosłam ją na górę dla Pana Biebera.- Oznajmiła.
-To ja mu zaniosę.. -Uśmiechnęłam się i zabrałam od niej tacę. Ta jednak nie chciała jej puścić.
-To moja praca Emily.. Ja biorę za to pieniądze, więc pozwól ,ze to ja jednak ją zaniosę.- Odpuściłam i schowałam ręce do kieszeni bluzy.
-Niech ci będzie.. - Mruknęłam.
-Ummm Mark cię szukał chciał z tobą porozmawiać..- Powiedziała.- Jest na dworze.. Właśnie naprawia samochód więc jak chcesz to możesz do niego iść.- Skinęłam głową i udałam się na zewnątrz gdzie tak jak mi powiedziano spotkałam Mark'a grzebiącego przy samochodzie.
-Dzień Dobry Mark... Alyson mówiła mi, że mnie szukałeś..- Zaczęłam na co mężczyzna stanął prosto i bacznie mnie słuchał.
-Alyson mówiła Pani, ze ją szukałem? - Zmarszczył czoło.
-A nie?- Spojrzałam na niego zmieszana.- Spotkałam ją dziś rano jak niosła tackę z jedzeniem, chciałam jej pomóc ale powiedziała, ze sama to zrobi i powiedziała, ze mnie szukałeś.- Wyjaśniłam.
-A no tak! - Nerwowo się uśmiechnął i podrapał po głowie.- Tylko niestety nie pamiętam co chciałem... - Westchnęłam zirytowana.
-Dobrze.. to jeśli ci się przypomni jestem w domu.. - Uśmiechnęłam się i wróciłam do domu. Nie widziałam Alyson, więc poszłam od razu na górę do pokoju Justina, będąc pewna, ze już nie śpi. Zapukałam i słysząc ciche 'otwarte' weszłam do środka.
-Cześć.. -Powiedziałam siadając na łóżku obok Justina.
-Witam panią..- Powiedział nawet na mnie nie spoglądając tylko przeglądając jakieś papiery w rękach. Rozejrzałam się.
-Alyson nie przyniosła ci śniadania?- Zapytałam podejrzliwie.
-Huh?- Sukces osiągnięty ten zapracowany mężczyzna zwrócił na mnie uwagę.
-Alyson szła z tacą pełna jedzenia powiedziała, że niesie je do ciebie.. - Przewróciłam oczami.
-Uhm.. Tak przyszła tu z jedzeniem ale nie jestem głodny i powiedziałem ,żeby je zabrała.- Powiedział tak samo niepewnym głosem co Mark. Coś ukrywają ale nie będę się w to zagłębiać. W momencie kiedy miałam coś powiedzieć telefon Justina zaczął dzwonić. Ten jednak nieprzerwanie patrzył w dokumenty.
-Nie odbierasz? -Zapytałam przygryzając wargę.
-Po co?- Zapytał skreślając coś na kartce.
-Może to coś ważnego..- Powiedziałam obserwując go.
-To zadzwoni drugi raz.. -Zaśmiał się i porwał jedną z kartek.
-Ugh.. Justin nie robi się tak... - Przewróciłam oczami.
-Jak ci tak zalezy to odbierz.. - Nie patrząc na mnie sięgnął po telefon i podał mi go. Spojrzałam na wyświetlacz, który pokazywał, ze Justin przed podaniem mi go odebrał. Spiorunowałam go wzrokiem i przystawiłam komórkę do ucha.
-Halo..- Odezwałam się niepewnie czekając na odpowiedź drugiej strony.
-Emily? Kochanie jak dobrze cię słyszeć. Dzwonię do Justina od wczoraj, a on mnie odbiera. Możesz mi powiedzieć co tam u was?- To była matka Justina. Wzięłam głęboki oddech i oparłam się wygodnie o zagłówek łóżka.
-Wszystko jest w jak najlepszym porządku.. Nie dziwię się ,że Justin nie odbierał.. Jest ostatnio bardzo zapracowany.. - Powiedziałam przyglądając się swoim paznokciom, które były w opłakanym stanie.
-Och... ale mam nadzieję, ze przyjdziecie dzisiaj na bal maskowy z okazji urodzin Jake'a?- Zapytała, a ja ponownie posłałam Justinowi groźne spojrzenie.
-Zobaczymy... Niczego nie obiecuję.. - Powiedziałam na co do moich uszu doszło westchnięcie kobiety.
-I tak dziękuję, że chociaż ty znalazłaś chwilę... No nic.. Mam nadzieję, że do zobaczenia.
-Do zobaczenia...- Powiedziałam i poczekałam aż kobieta się rozłączy. Gdy już się to stało wpadłam na genialny pomysł.- A może mi pani poświęcić jeszcze chwileczkę? Bo chciałam panią zapytać czy pani mąż jest dobry w łóżku.. - mówiłam do telefonu.- Bo Justin jest wspaniały..- Chłopak spojrzał na mnie powiększonymi źrenicami.- Naprawdę robi cuda. Często jednak jest nerwowy i potrafi mnie bezlitośnie zerżnąć ale jego kutas jest naprawdę magiczny i działa cuda...- Mówiłam gdy Justin wyrwał mi telefon i spojrzał na ciemny wyświetlacz. Spojrzałam na jego zmieszaną minę i zaczęłam się śmiać tak głośno, że prawdopodobnie było mnie słychać na dole.
-Bardzo zabawne.. - Przewrócił oczami i odłożył telefon na szafkę, wracając do papierów. Po chwili uspokoiłam się i przetarłam wilgotne od śmiechu oczy.
-Gdybyś tylko widział swoją minę.- Ponownie zaczęłam się śmiać. Bieber tylko zmroził mnie wzrokiem i westchnął odstawiając wszystko na podłogę. Przysunął się do mnie i usiadł w tej samej pozycji co ja. siedzieliśmy chwilę w ciszy gdy Justin zaczął się śmiać.
-Jesteś idiotką.. Moja matka gdyby to słyszała zapewne umówiłaby cię do ginekologa, a mi kupiła zapas kondonów na kilka lat.. - śmiał się.
-Czy ja wiem... chyba by się opłacało.. - Zaśmiałam się. Po chwili jednak leżałam na Justinie.
-Magiczny kutas powiadasz? -uniósł jedną brew. Schowałam twarz w dłonie śmiejąc się.
-Tak, a co? Nie pasuje coś?- Zaśmiałam się patrząc na niego.
-Wręcz przeciwnie... z tym ,ze zaraz ten magiczny kutas znajdzie się w tobie...- Powiedział ze swoją stanowczością w głosie i wpił w moje usta co odwzajemniłam. Może to jest lekarstwem na jego problemy? Może potrzebuje tego aby oderwać się od rzeczywistości? Dam mu to lekarstwo.. ale nie za darmo. Odsunęłam go od siebie dysząc.
-Pod jednym warunkiem..- Wydyszałam.
-Jakim?- Przewrócił oczami.
-Idziemy dzisiaj na imprezę urodzinową twojego ojca.- Powiedziałam stanowczo.
-Nie ma mowy.- Prychnął .
-Jestem mokra.- Jęknęłam.
-Co tylko zechcesz.- Syknął i nie mogąc dłużej się powstrzymać wpił się ponownie w moje usta. Był to pocałunek pełen agresji, który oboje odwzajemnialiśmy. Nie przerywając go ściągnął ze mnie koszulkę, a następnie rozpiął mój stanik. Nie pozostałam mu dłużna i ściągnęłam jego koszulkę sprawiając, ze pozostał w samych bokserkach. Przesunęłam dłoń w dół jego brzucha i chwyciłam zawartość jego bokserek lekko ściskając. Z ust chłopaka wydobyło się ciche sapnięcie,a on sam zrzucił mój stanik i chwycił moje piersi w dłonie, krążąc kciukami wokół sutków, czym je drażnił. Jedną wolną ręką zjechał na zapięcie moich spodni i pozbył się ich jednym mocnym szarpnięciem razem z majtkami. Zsunęłam jego bokserki, a on wyciągnął się i sięgnął z szafki prezerwatywę. wkładając ją na swojego członka i przejeżdżając nim po moim wejściu. Cicho jęknęłam i zacisnęłam uścisk na jego ramionach po chwili czując jak jego członek z całej siły wciska się w moje wejście. Zacisnęłam powieki głośno jęcząc. Poruszał się we mnie bardzo powoli doprowadzając tym do szału.
-Sz..szybciej..- Wyjęczałam w jego ucho wypychając swoje biodra do przodu. Zgodnie z moim poleceniem przyśpieszył. Wbijał się we mnie brutalnie pieprząc i obijając o moje ścianki co powodowało u mnie głośne jęki, które można zaliczyć nawet do krzyków. Czułam jak moje ścianki powoli zaczynają się zaciskaj wokół jego członka. Przyśpieszył swoje tempo i w momencie gdy moim ciałem zawładnął orgazm, on eksplodował we mnie i opadł bezwładnie na moje ciało. Wyszedł ze mnie i położył obok, próbując tak samo jak ja uspokoić swój oddech. Gdy już się opanowałam uniosłam się i spojrzałam na niego.
-Czy nie lepiej kiedy robimy to po dobroci?- Zapytał unosząc jedną brew i ściągając prezerwatywę ze swojego członka.
-Tak..- Skinęłam głową i spojrzałam na to co robi.- Możesz tego przy mnie nie robić?- Zapytałam patrząc na jego twarz. On natomiast pomachał mi gumką przed twarzą.
-Fuj! Jesteś obleśny!- Krzyknęłam i wyskoczyłam z łóżka, powoli się ubierając. On natomiast cały czas się śmiejąc wszedł do łazienki. Po jakiejś chwili wyszedł ubrany w szorty i t-shirt z napisem 'dildo or my penis?'. Spojrzałam na niego zszokowana.
-Zamierzasz tak pójść na bal u ojca?- Zaśmiałam się.
-Nie. Tylko na zakupy z tobą.- Odparł i wziął z szafki kluczyki.
- Ale ja wszystko mam...- Powiedziałam próbując się jakoś wykręcić. On jednak zmierzył mnie wzrokiem.
-To bal maskowy... nie masz ani sukienki ani maski..- Powiedział patrząc na mnie.
-Nie chce mi się jechać... -Westchnęłam.
-Więc..nie idziemy?- Zapytał.
-Chyba śnisz. Pojedziesz sam i mi coś wybierzesz... - Uśmiechnęłam się słodko.
-I włożysz to co ci kupię bez gadania?- Zapytał z uniesioną brwią. Nie miałam innego wyboru jak się zgodzić.-Okey... Będę wieczorem..- Pomachał mi i wyszedł. Odetchnęłam z ulgą i zeszłam na dół do salonu gdzie spędziłam większość dnia. Czyli czas, podczas którego Justin był na zakupach.
-Gdybyś tylko widział swoją minę.- Ponownie zaczęłam się śmiać. Bieber tylko zmroził mnie wzrokiem i westchnął odstawiając wszystko na podłogę. Przysunął się do mnie i usiadł w tej samej pozycji co ja. siedzieliśmy chwilę w ciszy gdy Justin zaczął się śmiać.
-Jesteś idiotką.. Moja matka gdyby to słyszała zapewne umówiłaby cię do ginekologa, a mi kupiła zapas kondonów na kilka lat.. - śmiał się.
-Czy ja wiem... chyba by się opłacało.. - Zaśmiałam się. Po chwili jednak leżałam na Justinie.
-Magiczny kutas powiadasz? -uniósł jedną brew. Schowałam twarz w dłonie śmiejąc się.
-Tak, a co? Nie pasuje coś?- Zaśmiałam się patrząc na niego.
-Wręcz przeciwnie... z tym ,ze zaraz ten magiczny kutas znajdzie się w tobie...- Powiedział ze swoją stanowczością w głosie i wpił w moje usta co odwzajemniłam. Może to jest lekarstwem na jego problemy? Może potrzebuje tego aby oderwać się od rzeczywistości? Dam mu to lekarstwo.. ale nie za darmo. Odsunęłam go od siebie dysząc.
-Pod jednym warunkiem..- Wydyszałam.
-Jakim?- Przewrócił oczami.
-Idziemy dzisiaj na imprezę urodzinową twojego ojca.- Powiedziałam stanowczo.
-Nie ma mowy.- Prychnął .
-Jestem mokra.- Jęknęłam.
-Co tylko zechcesz.- Syknął i nie mogąc dłużej się powstrzymać wpił się ponownie w moje usta. Był to pocałunek pełen agresji, który oboje odwzajemnialiśmy. Nie przerywając go ściągnął ze mnie koszulkę, a następnie rozpiął mój stanik. Nie pozostałam mu dłużna i ściągnęłam jego koszulkę sprawiając, ze pozostał w samych bokserkach. Przesunęłam dłoń w dół jego brzucha i chwyciłam zawartość jego bokserek lekko ściskając. Z ust chłopaka wydobyło się ciche sapnięcie,a on sam zrzucił mój stanik i chwycił moje piersi w dłonie, krążąc kciukami wokół sutków, czym je drażnił. Jedną wolną ręką zjechał na zapięcie moich spodni i pozbył się ich jednym mocnym szarpnięciem razem z majtkami. Zsunęłam jego bokserki, a on wyciągnął się i sięgnął z szafki prezerwatywę. wkładając ją na swojego członka i przejeżdżając nim po moim wejściu. Cicho jęknęłam i zacisnęłam uścisk na jego ramionach po chwili czując jak jego członek z całej siły wciska się w moje wejście. Zacisnęłam powieki głośno jęcząc. Poruszał się we mnie bardzo powoli doprowadzając tym do szału.
-Sz..szybciej..- Wyjęczałam w jego ucho wypychając swoje biodra do przodu. Zgodnie z moim poleceniem przyśpieszył. Wbijał się we mnie brutalnie pieprząc i obijając o moje ścianki co powodowało u mnie głośne jęki, które można zaliczyć nawet do krzyków. Czułam jak moje ścianki powoli zaczynają się zaciskaj wokół jego członka. Przyśpieszył swoje tempo i w momencie gdy moim ciałem zawładnął orgazm, on eksplodował we mnie i opadł bezwładnie na moje ciało. Wyszedł ze mnie i położył obok, próbując tak samo jak ja uspokoić swój oddech. Gdy już się opanowałam uniosłam się i spojrzałam na niego.
-Czy nie lepiej kiedy robimy to po dobroci?- Zapytał unosząc jedną brew i ściągając prezerwatywę ze swojego członka.
-Tak..- Skinęłam głową i spojrzałam na to co robi.- Możesz tego przy mnie nie robić?- Zapytałam patrząc na jego twarz. On natomiast pomachał mi gumką przed twarzą.
-Fuj! Jesteś obleśny!- Krzyknęłam i wyskoczyłam z łóżka, powoli się ubierając. On natomiast cały czas się śmiejąc wszedł do łazienki. Po jakiejś chwili wyszedł ubrany w szorty i t-shirt z napisem 'dildo or my penis?'. Spojrzałam na niego zszokowana.
-Zamierzasz tak pójść na bal u ojca?- Zaśmiałam się.
-Nie. Tylko na zakupy z tobą.- Odparł i wziął z szafki kluczyki.
- Ale ja wszystko mam...- Powiedziałam próbując się jakoś wykręcić. On jednak zmierzył mnie wzrokiem.
-To bal maskowy... nie masz ani sukienki ani maski..- Powiedział patrząc na mnie.
-Nie chce mi się jechać... -Westchnęłam.
-Więc..nie idziemy?- Zapytał.
-Chyba śnisz. Pojedziesz sam i mi coś wybierzesz... - Uśmiechnęłam się słodko.
-I włożysz to co ci kupię bez gadania?- Zapytał z uniesioną brwią. Nie miałam innego wyboru jak się zgodzić.-Okey... Będę wieczorem..- Pomachał mi i wyszedł. Odetchnęłam z ulgą i zeszłam na dół do salonu gdzie spędziłam większość dnia. Czyli czas, podczas którego Justin był na zakupach.
❁❁❁
-Wróciłem!- Krzyknął Justin wchodząc do domu. Wyszłam mu na spotkanie.
-Pokazuj co kupiłeś..- Wyrwałam mu torby. Szybko wyciągnęłam ubrania i ku mojemu zaskoczeniu były...normalne.
-No,no..- Spojrzałam na niego.- Są normalne..- Zaśmiałam się.
-A czego ty się spodziewałaś? Stroju gorącej pielęgniarki albo policjantki?- Zaśmiał się.
-A żebyś wiedział..- Zaśmiałam się. I pobiegłam na górę aby się przygotować. Wyciągnęłam wszystkie rzeczy i rzuciłam je na łóżko. Wtedy moim oczom ukazało się małe pudełko z logiem Victoria's Secret. Otworzyłam je, a to co ujrzałam w środku zaszokowało mnie. Była tam... bielizna. O ile można ją tak nazwać. To było cholernie cienkie i cholernie prześwitujące.
-To też masz włożyć.- Odezwał się głos za mną. Odwróciłam się i ujrzałam uśmiechniętego Justina. Ugh... Mówiłam już jak bardzo go nienawidzę?!