Strony

piątek, 10 kwietnia 2015

How To Love Criminal?: Chapter four

Justin’s POV
-Wstawaj Bieber! -Obudził mnie donośny głos jednego z policjantów, za którym także nie przepadałem. Będąc szczerym, to nie lubię żadnego z nich.
-Przecież już nie śpię..- Mruknąłem i przewróciłem celowo oczami wiedząc jak bardzo wyprowadza go to z równowagi.
-Nie próbuj mnie zdenerwować chłopcze.- Powiedział podnosząc mnie z łóżka.-Fakt , że muszę się dzisiaj z tobą użerać, wystarczająco  psuje mi humor.- Powiedział, jakby mnie to obchodziło.
-Szkoda, ponieważ ja mam cudowny humor.-'szczególnie po tym co wydarzyło się wczoraj', dodałem w myślach i uśmiechnąłem do siebie, klepiąc gliniarza po ramieniu i wychodząc z celi. Jak co rano udałem się prosto na stołówkę, żeby zjeść śniadanie. Stanąłem na końcu zajebiście długiej kolejki tylko po to, aby dostać trochę żarcia, które było nie do zjedzenia. Westchnąłem cicho i przetarłem twarz dłońmi, przeklinając w myślach dzień, w którym wpadłem na wspaniały pomysł zabicia ludzi. Gdy wreszcie dostałem swój talerz, odszedłem i usiadłem przy jednym z pustych stolików. Mój pobyt tutaj nie ma najmniejszego sensu. Siedzę jak zwierzę w klatce i nic poza tym. Najzabawniejsze jest to, że już po kilku dniach w tym miejscu, wpadłem na plan ucieczki i jak do tej pory w pełni go realizuję. Na dobrą sprawę mogę już uciec jedyne co muszę zrobić to dostać się do izolatki albo wyjść na przepustkę. Zaśmiałem się pod nosem i zacząłem grzebać widelcem w jedzeniu, które miało przypominać jajecznicę. Rozejrzałem się i wstałem od stołu, udając w stronę jednego ze strażników.
-Chce rozmawiać z Clarkson'em.-oznajmiłem chowając dłonie w kieszeniach. Dla wyjaśnienia, Clarkson jest szefem wszystkich szefów w tym więzieniu i jeżeli ktoś może dać mi przepustkę, to tylko on. Strażnik tylko skinął głową i wskazał mi abym szedł przodem. Zrobiłem więc, tak jak mi kazał i już po chwili byliśmy pod jego gabinetem. Zapukałem do drzwi, a następnie wszedłem do środka, rozglądając się po pomieszczeniu. Będąc szczerym, były tu lepsze warunki niż w całym więzieniu.
-dzień dobry- Powiedziałem patrząc na starszego mężczyznę, który siedział za biurkiem. Uniósł głowę, a na jego twarzy pojewił się przelotny uśmiech.
-Bieber...a cóż pana do mnie sprowadza?-uniósł rozbawiony brew i oparł się wygodnie, wbijając we mnie swój wzrok, co musze przyznać było dość irytujące.
-Chciałbym dostać przepustkę..-powiedziałem spokojnie, patrząc na niego. Niestety jego reakcja nie była satysfakcjonująca. W odpowiedzi na moją prośbę tylko wybuchł śmiechem.
-Kto jak kto, ale Ty Bieber potrafisz mi poprawić humor..-powiedział ocierając kąciki oczu z łez.
-Mówiłem poważnie, Panie Clarkson. Potrzebuję stąd wyjść, chociażby na kilka dni-Westchnąłem cicho, cały czas utrzymując z nim kontakt wzrokowy.
-Podaj mi przynajmniej jeden konkretny powód, dla którego miałbym to zrobić?-Potarł kciukiem o swoją dolną wargę. Cholera. Myśl Bieber...
-Moja babcia zmarła. Chcę być na pogrzebie.- W sumie była to prawda, chociaż nie do końca. Louise nie była moją prawdziwą babcią, a poza tym to szczerze mówiąc tylko mnie irytowała. Ponadto nie widzę potrzeby pójścia na ten zasrany pogrzeb, robię to tylko dlatego, że daje mi to ogromną szansę ucieczki.
-Nie sprawiasz żadnych kłopotów.. Wręcz przeciwnie.. Niech ci będzie masz trzy dni po południu odeślemy cię do domu.-powiedział wyciągając z szafki dokumenty i podpisując je. Uśmiechnąłem się pod nosem i skinąłem głową.
-Dziękuję- Mruknąłem , wychodząc z gabinetu i wracając na stołówkę, gdzie wszyscy jedli pseudo jajecznicę. Skrzywiłem się i usiadłem na swoim miejscu, odsuwając od siebie talerz. Nie miałem najmniejszego zamiaru nawet tego próbować. Rozejrzałem się po sali i oparłem wygodnie na krześle, czekając aż wszyscy zjedzą i wyjdziemy na zewnątrz pooddychać świeżym powietrzem. Nigdy wcześniej nie patrzyłem na spacery po dworze jako powrót do wolności. Teraz jednak jest zupełnie inaczej. Kiedy tylko zaciągnę się świeżym powietrzem, usłyszę śpiew ptaka, a promienie słońca delikatnie zaczną ogrzewać moje ciało czuję się wolny, można powiedzieć, że czuję się tak odkąd tutaj trafiłem. Dopiero tutaj zdałem sobie sprawę, że miałem zbyt wiele obowiązków aby zwrócić uwagę na rzeczy naprawdę ważne. Zbyt wiele siebie poświęcałem pracy, zbyt mało czasu miałem dla samego siebie. Wolałem przesiadywać w pracy, a później przekładać swoje emocje na Emily...oh Emily.. Mógłbym podziwiać ją dniami i nocami.. Jej ciało.. cholera jest najatrakcyjniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek udało mi się spotkać. Mało tego, jest moja, a ja nie lubię się z nikim dzielić. Może moja zazdrość i chęć dominacji wynika z braku zaufania do drugiego człowieka, a może po prostu jestem aż tak popieprzony.. Westchnąłem cicho i spojrzałem w dal, odpływając na chwilę myślami.
 
-Mam nadzieję ,ze będę w tej pieprzonej ciąży, a ty już przyzwyczajaj się do roli ojca skurwysynie.- Wysyczała prosto w moją twarz, uśmiechając się fałszywie. Zacisnąłem mocno szczękę i wziąłem głęboki wdech, delikatnie unosząc prawą dłoń i zaciskając ją w pięść..- Dalej! Uderz ciężarną! Pokaż jakim kutasem jesteś!-Krzyknęła, w tym samym momencie, kiedy chwyciłem ją za włosy i docisnąłem do ściany, próbując unormować oddech oraz uspokoić się.
-Nie dam ci tej satysfakcji pieprzona zdziro-Warknąłem, opuszczając pokój i trzaskając mocno drzwiami.
 
Pokręciłem głową i przeczesałem włosy dłonią. Ona była w pieprzonej ciąży, a ja dałem jej te cholerne tabletki. Pomijam to, jak ona się czuła. Zabiłem swoje dziecko, o ile można to tak nazwać. Jestem pieprzonym egoistą, pozbyłem się dziecka, bo nie było mi on na rękę. Miało ono prawo żyć tak samo jak i ja. Wstałem i uśmiechnąłem się słabo do ochroniarza, idąc z nim do mojej celi, gdzie następnie zacząłem pakować swoje rzeczy. Te trzy dni przepustki przeciągną się, a ja mam zamiar zapanować nad swoimi emocjami.
 
Emily's POV
 
 -Jessie ja wychodzę!-krzyknęłam do swojej koleżanki, uprzednio przedzierając się przez tłum spoconych nastolatków. Nie mam najmniejszego pojęcia czemu dałam się wrobić w tą cholerną imprezę ale wiem, że nie pasują tutaj oraz nie mam ochoty na dalszą zabawę.
-Oj no weź, nie wymięka Ems!-Odpowiedziała mi, odpychając od siebie jakiegoś faceta, którego wcześniej całowała.
-To nie dla mnie, źle się czuję- uśmiechnęłam się słabo, wzdychając.- Do zobaczenia jutro.- Pomachałam jej i udałam się w kierunku wyjścia gdzie czekał już na mnie Mark. Nie powiem, posiadanie własnego szofera to ogromne ułatwienie ale gdy staje się on nadopiekuńczy i traktuje cię co najmniej jak małe dziecko, masz ochotę zakopać go gdzieś w lesie. Doceniam ,że się o mnie troszczy razem z Alyson ale muszą sobie również zdać sprawę, że dam sobie radę sama. Wsiadłam do auta i przeciągnęłam się.
-Dziękuję, że po mnie przyjechałeś, jeszcze chwila, a bym tam zwariowała.-Zaśmiałam się , patrząc na niego.
-Nie ma za co Emily..-Uśmiechnął się ciepło patrząc w lusterko i wyjechał na ulicę, kierując się w stronę domu. `Położyłam się na tylnich siedzeniach i wyciągnęłam telefon, sprawdzając powiadomienia i odpisując znajomym. Po kilkunastu minutach byliśmy już na miejscu. Na wpół przytomna wysiadłam z auta i weszłam do domu, od razu idąc do swojego pokoju i nie marząc o niczym bardziej jak o gorącej kąpieli i śnie. Udałam się więc do łazienki gdzie spełniłam pierwsze ze swoich marzeń. Odświeżona i orzeźwiona zeszłam na dół aby napić się wody.
-I co ja mam z tym zrobić? Nie chcę aby później tego żałowała..-Usłyszałam głos Mark'a, a następnie jego westchnięcie.
-Emily jest dorosła Mark, sama musi podejmować decyzje i ponosić ich konsekwencje. Więc zanim dasz jakąkolwiek odpowiedź najpierw zapytaj jej o zdanie..-Odpowiedziała Alyson. Zmarszczyłam czoło zastanawiając się o co może im chodzić.
-Nie wiem czy to dobry pomysł aby tam jechała..-Mruknął Mark.
-Gdzie jechała?-Zapytałam unosząc brew i wchodząc stanowczo do kuchni.
-Na Florydę. Zmarła babcia Justina, chce abyś mu towarzyszyła.-Wyjaśnił Mark.
-W takim razie idę się spakować- Oblizałam usta, obracając się na pięcie.
-Przemyśl to Emily, nie chcę żebyś później tego żałowała. Sama dobrze wiesz jaki jest Justin..
-Wiem, ale właśnie to w nim lubię najbardziej. Przynajmniej nie udaje ułożonego chłopca.-Odpowiedziałam, następnie udając się na górę i zaczynając pakować swoje ubrania do walizki.
*sms*
spakuj jakieś letnie, seksowne ciuszki. Nasz wyjazd się trochę przedłuży..:)
Uśmiechnęłam się lekko pod nosem. On nigdy się nie zmieni..

Od Autora: NAPISAŁAM TO YASSS. jestem szczęśliwa, ze wreszcie jakoś to wygląda aczkolwiek mnie to nie zadowala. Tak jak mówiłam, napisałam rozdział, teraz wy zadecydujcie czy wam się podoba i jest sens abym pisała to dalej. chciałabym aby było tutaj sporo komentarzy, chce wiedzieć ile osob to czyta. BTW GE`EEZ ILE WEJŚĆ !!~J`ESTEŚCIE NAJLEPSI!` Zmieniłam user na tt- sl0thjano zadawajcie też pytania na ask`u- wix2000.
ps; podeślijcie mi linki do na prawdę dobrych ff i żeby miały sporo rozdziałów błagam.

EDIT: ZAPRASZAM NA MOJE FF O JANOSKIANS, A DOKŁADNIEJ O JAMES'IE YAMMOUNI http://www.wattpad.com/story/37076712